jak walczyć z...
: 20 cze 2020, 20:33
No właśnie, musimy najpierw określić z czym chcemy walczyć.
Ja miałem z tym ogromny dylemat.
Zaczęło się od nadciśnienia i miażdżycy. Z tą ostatnią poradziłem sobie jakieś osiem lat temu. Gdy w 2013 roku latem trafiłem na kardiologię, celem wykonania kompleksowych badań, lekarz prowadzący doznał olśnienia. Po zabiegu koronarografii (drugim w odstępie półtora roku) wydał z siebie oświadczenie, które brzmiało tak:
"Nie wiem, jak pan to zrobił, ale naczynia wieńcowe ma pan czyste, jak u niemowlęcia. W najbliższych latach zawał panu nie grozi."
A wcześniej, kilka razy trafiałem do szpitala z podejrzeniem zawału.
Potem rozpocząłem "leczenie" kręgosłupa. W Niemczech! Neurochirurg, na szczęście starszej daty, odradził mi operację, ale regularnie szprycował mnie jakimś świństwem prosto w kręgosłup, czasami w stawy biodrowe.
Pewnego dnia powiedziałem mu, że mam dość, że więcej się nie zgodzę na żadne zastrzyki (bolały niemiłosiernie, a jednorazowo dostawałem ich od ośmiu do dziesięciu). Zacząłem oczyszczać organizm z toksyn i powiedziałem mu, że nie po to się oczyszczam, żeby on mi wstrzykiwał jakieś trucizny. Umówiliśmy się na pół roku próby. Po tym czasie albo on miał mi przyznać rację, albo ja poprosić go o kolejne injekcje.
Wygrałem. W ciągu pół roku, zrzuciłem prawie trzydzieści kilogramów i pozbyłem się bólów kręgosłupa. To nie wszystko. W tym czasie odrzuciłem wszelkie leki na nadciśnienie i statyny, mające ponoć zbijać poziom cholesterolu. Neurochirurg powiedział otwarcie, że widzi przed sobą zupełnie innego człowieka i mój przykład będzie propagował wśród swoich pacjentów. Do kardiologa wcale nie poszedłem. Szkoda mi było czasu. Dziś, pomimo lekko podeszłego wieku mam ciśnienie oscylujące w granicach 130/80, nie biorę żadnych tabletek, choć podobno miałem je brać do końca życia.
Czaicie?
Olałem klasyczną medycynę i jestem o prawie 30 kilogramów młodszy. Nikt mnie już nie namówi na wizytę u lekarza, chyba, że będzie to dotyczyło medycyny ratunkowej, na wypadek, gdybym uległ jakiejś katastrofie.
Wystarczyło schudnąć i odrobinę odtruć organizm. No i oczywiście nie pozwolić się dalej truć tzw. lekarzom. Nic więcej, żadnych dodatkowych obciążeń organizmu, żadnych ćwiczeń, żadnego biegania, pływania, jazdy rowerem, czy innych takich. Ale po schodach biegnę po dwa stopnie w górę, a na dół nawet po sześć. Jak za młodu. I żadnej zadyszki.
Chcecie wiedzieć, jak to zrobić? Chętnie podpowiem. Za darmo!
Ja miałem z tym ogromny dylemat.
Zaczęło się od nadciśnienia i miażdżycy. Z tą ostatnią poradziłem sobie jakieś osiem lat temu. Gdy w 2013 roku latem trafiłem na kardiologię, celem wykonania kompleksowych badań, lekarz prowadzący doznał olśnienia. Po zabiegu koronarografii (drugim w odstępie półtora roku) wydał z siebie oświadczenie, które brzmiało tak:
"Nie wiem, jak pan to zrobił, ale naczynia wieńcowe ma pan czyste, jak u niemowlęcia. W najbliższych latach zawał panu nie grozi."
A wcześniej, kilka razy trafiałem do szpitala z podejrzeniem zawału.
Potem rozpocząłem "leczenie" kręgosłupa. W Niemczech! Neurochirurg, na szczęście starszej daty, odradził mi operację, ale regularnie szprycował mnie jakimś świństwem prosto w kręgosłup, czasami w stawy biodrowe.
Pewnego dnia powiedziałem mu, że mam dość, że więcej się nie zgodzę na żadne zastrzyki (bolały niemiłosiernie, a jednorazowo dostawałem ich od ośmiu do dziesięciu). Zacząłem oczyszczać organizm z toksyn i powiedziałem mu, że nie po to się oczyszczam, żeby on mi wstrzykiwał jakieś trucizny. Umówiliśmy się na pół roku próby. Po tym czasie albo on miał mi przyznać rację, albo ja poprosić go o kolejne injekcje.
Wygrałem. W ciągu pół roku, zrzuciłem prawie trzydzieści kilogramów i pozbyłem się bólów kręgosłupa. To nie wszystko. W tym czasie odrzuciłem wszelkie leki na nadciśnienie i statyny, mające ponoć zbijać poziom cholesterolu. Neurochirurg powiedział otwarcie, że widzi przed sobą zupełnie innego człowieka i mój przykład będzie propagował wśród swoich pacjentów. Do kardiologa wcale nie poszedłem. Szkoda mi było czasu. Dziś, pomimo lekko podeszłego wieku mam ciśnienie oscylujące w granicach 130/80, nie biorę żadnych tabletek, choć podobno miałem je brać do końca życia.
Czaicie?
Olałem klasyczną medycynę i jestem o prawie 30 kilogramów młodszy. Nikt mnie już nie namówi na wizytę u lekarza, chyba, że będzie to dotyczyło medycyny ratunkowej, na wypadek, gdybym uległ jakiejś katastrofie.
Wystarczyło schudnąć i odrobinę odtruć organizm. No i oczywiście nie pozwolić się dalej truć tzw. lekarzom. Nic więcej, żadnych dodatkowych obciążeń organizmu, żadnych ćwiczeń, żadnego biegania, pływania, jazdy rowerem, czy innych takich. Ale po schodach biegnę po dwa stopnie w górę, a na dół nawet po sześć. Jak za młodu. I żadnej zadyszki.
Chcecie wiedzieć, jak to zrobić? Chętnie podpowiem. Za darmo!